ANT
Used
Bunkier nasz nie był duży: długi na cztery, szeroki na trzy metry, z jednej strony wysoki na pół metra, a z drugiej - na półtora, tak by sufit, pokryty grubymi deskami, miał spadek wody. Na środku bunkra, na drucie, wisiała lampa. Ściany wyłożono suchymi belkami.
1 Item Items
Warning: Last items in stock!
Availability date:
Title | W bunkrze "Chrina" |
Subtitle | Wspomnienia dowódcy sotni UPA w zasadzce której, zginął gen. Karol Świerczewski |
Author | Stepan Stebelski "Chrin" |
Publisher | Oficyna Wydawnicza Mireki |
Place of publication | Warszawa |
Published | 2014 |
Size | A-5 |
Cover | paperback |
Number of pages | 366 |
Language version | Polish |
ISBN/ISSN/ISMN | 978-83-64452-08-6 |
EAN/UPC | 9788364452086 |
Book condition | used book |
Shipping time | about 3-5 days from receiving the payment |
Wzdłuż wyższej stała prycza z desek, którą nakrywaliśmy płótnem namiotowym.
Obok wejścia stała kuchnia zbudowana z otoczaków. Komin zrobiliśmy z dwóch rur które na powierzchni przylegały do ziemi. Przy końcu były nieco węższe, by na wypadek ataku wroga nie można było przez nie wrzucić granatu. Za dnia maskowało się je mchem.
Naprzeciw wejścia wykopano dwudziestometrowy tunel, prowadzący aż do potoku, gdzie zamaskowano go kłodą. Było tam źródełko, z którego czerpaliśmy wodę. W tunelu stały beczki z mięsem. Zaminowaliśmy się nabojami moździerzowymi – z jednego naboju odkręcaliśmy pocisk, z drugiego braliśmy trotyl, roztapialiśmy go i napełnialiśmy nim pierwszy nabój, zakładaliśmy zapalnik od miny i mocowaliśmy drutem do bunkra. W ten sposób zaminowaliśmy się z czterech stron, a piąty nabój powiesiliśmy nad bunkrem, na drzewie. Druty były poprowadzone po powierzchni ziemi, przymocowane do niej haczykami i zamaskowane. Na wypadek ataku wroga ciągnęło się za drut, a nabój z 700-1000 odłamków niszczył wszystko dookoła.
Po rozgromieniu kilku nieprzyjacielskich bojówek w Grąziowej, Dobrej, Borownicy i Leszczawie, tereny nad Sanem, od Załuża aż do Przemyśla, są poza kontrolą, demokratycznej Polski”. Nasze posterunki kontrolowały ruch ludności i broniły granic powstańczej „republiki". Każdy, kto chciał je przekroczyć, musiał mieć pozwolenie od miejscowego prowidu. [..] Doszło do tego, że komórki Armii Krajowej, a zwłaszcza NSZ, podjęły z nami rozmowy. Jednym z rezultatów porozumienia było zezwolenie na przemarsz żołnierzy polskich oddziałów podziemnych przez nasze terytorium, pod naszym nadzorem.
(fragmenty książki)